czwartek, 30 sierpnia 2012

Ewolucja diabła w oparach absurdu, czyli "Powrót Wolanda albo nowa diaboliada" Witalija Ruczinskiego




A co by było, gdyby? 

Dawno temu w Moskwie, za czasów Bułhakowa, pojawił się Woland ze swoją świtą. Co mogłoby się zdarzyć, gdyby powrócił w nieco bliższych nam czasach - początków przemian w systemie komunistycznym?

W oparach absurdu

Wrażenie, jakie wywarła na mnie książka Witalija Ruczinskiego można porównać z wrażeniem, które wywołałyby dwa geriatryczne żółwie grające katanami w ping-ponga na korcie US Open. Absurd momentami wycieka spomiędzy stronic, by przyjąć formę młotka i silnie uderzyć czytelnika w potylicę. Widoczne są wpływy zachodniej literatury i kinematografii, niektóre zdania wywołały we mnie wrażenie, że czytam książkę Terry’ego Pratchetta, a królicza część fabuły nasuwa skojarzenia z twórczością brytyjskiej grupy komików, szczególnie z filmem Monty Python i święty Graal.





W cieniu Bułhakowa

Absurd w każdej formie zawsze witam chlebem, solą i gumowymi kaczuszkami. Ale (uwaga: tautologiczny kasztan!) zawsze musi być jakieś ale. Oczywiście, znalazło się i w tym wypadku. Z reguły bezpośrednie zwracanie się do czytelnika uważam za niepotrzebne i irytujące. Owszem, bywają wyjątki, jednak w tym wypadku ten problem miał jeszcze dodatkowy wymiar: autor  postanowił poprowadzić mnie za rączkę przez większość odwołań do Bułhakowa, a umówmy się: raczej nikt nie sięgnie po kontynuację Mistrza i Małgorzaty nie przeczytawszy najpierw, uwaga, Mistrza i Małgorzaty, prawda? Zdziwił mnie też sposób przekształcania utworu Michaiła Bułhakowa, szczególnie jego bohaterów. Nie mówię, że jest źle - jest inaczej.

Diabeł w bardzo ludzkiej skórze

Czytając, nie mogłem się powstrzymać od nieustannego porównywania fabuły i bohaterów do tych z Mistrza i Małgorzaty. Niby ci sami, a jednak inni, mogłoby się zdawać, że przemijający czas w jakiś sposób odcisnął swoje piętno na Wolandzie i jego świcie. Zginęła gdzieś nieprzenikniona aura, którą roztaczał wokół siebie Woland, aura tajemniczości i pewności siebie. Rzeczy, których domyślaliśmy się u Bułhakowa, u Ruczinskiego są powiedziane wprost. Wolandowi zdarza się też mylić, bywa mu zimno i może stracić panowanie nad sobą. Diabeł stał się bardzo ludzki. Powiem wprost - to czego brakuje Wolandowi Ruczinskiego, to klasa. To ten trudny do zdefiniowania aspekt Wolanda sprawiał, że stawał się intrygujący jako postać w Mistrzu i Małgorzacie, że można go było polubić. Jego świta również uległa czasowi. Czy jest to zły diabeł? Nie sądzę; to raczej diabeł naszych czasów.

Czytać, nie czytać?

Wielbicielom Mistrza i Małgorzaty powiem: jeśli oczekujecie tego samego, co dostaliście od Bułhakowa, to nie dostaniecie tego w tej książce. Co do nie-wielbicieli Mistrza i Małgorzaty, najpierw przeczytajcie Bułhakowa ponownie, a potem przemyślcie w kącie swoje zachowanie. A potem, jeśli chcecie, zabierzcie się za Ruczinskiego. Nie mogę wypowiedzieć się w kategoriach “dobre, niedobre”. Ruczinski otwarcie przyznaje w tekście, że wie, że to, co napisał, na zawsze pozostanie w cieniu Mistrza i Małgorzaty. Podobnie jego bohater - Jakuszkin - nigdy nie będzie Mistrzem, co zgodnie stwierdza Woland ze świtą. Krótko mówiąc: inne czasy, inny diabeł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz