sobota, 1 września 2012

Molekularne piwo dla filozofa Zen, czyli "Maksym i Fiodor" Władimira Szynkariowa.


Kiedy filozofię Zen zmiesza się z dużą ilością rosyjskiego alkoholu destylowanego na domowy sposób, dostaje się "Maksyma i Fiodora" Władimira Szynkariowa. Oto grupka sympatycznych rosyjskich pijaków inteligentnych na opak, pakująca się w różne tarapaty. Brzmi znajomo, komuś się nagle przypomniał polski pisarz zwany Pilipiukiem? Powiedziałbym, że to coś podobnego, tylko że innego.


Japońskie pudełko formy w dobrej formie
Nawet o dziele literackim nie można wydawać sądów na podstawie zawartych w nim słów, cytując Szynkariowa. Paradoksy przewijają się przez tekst w zdumiewającym tempie, a fabuła co chwilę wskakuje w inną formę, zaczynamy od aforyzmów, by po chwili przeczytać haiku na transporter opancerzony, dramat i scenariusz niekolorowego filmu niemego, poskakać dalej po formach i skończyć na dzienniku jednego z bohaterów. Przy okazji, wspominałem, że całość jest ułożona achronologicznie? Trzymając tę książkę, miałem wrażenie, że to małe, japońskie pudełko, które po wykonaniu określonej sekwencji ruchów otworzy się przed czytelnikiem.


"Życie (picie) według Zen"
Oto Maksym, krzewiciel buddyzmu zen spod płota, dumnie dzierżący w ręce butelkę wódki i tłumaczący filozofię swoim uczniom od butelki:

Pewnego razu Maksym spytał, w czym, zdaniem Piotra, zawiera się sens zen.

- Zen - powiedział Piotr, który lubił porównania subtelne, lecz niedalekie - to sztuka nalać dwie pełne szklanki wódki z jednej ćwiarteczki.
- Z pustej - dorzucił Wasyl.
Maksym przeniósł wzrok na Fiodora.
- I wódki nie wypić - rzekł Fiodor.
Maksym z zadowoleniem kiwnął głową, powiedziawszy:
- I do szklanek nie nalać.

Takie ciągłe wykrzywianie filozofii zen (ale czy na pewno wykrzywianie, czy tylko nieortodoksyjne podejście do niej?) strasznie mnie bawiło, ale też zmuszało do zastanowienia. Maksym jest postacią komiczną i tragiczną jednocześnie, niesamowicie inteligentną i bezdennie głupią jednostką, pijakiem o trzeźwym osądzie rzeczywistości. Jego towarzysz Fiodor i uczniowie Piotr i Wasyl mimo niesamowitych możliwości przyjęcia w siebie dowolnej ilości wódki pozostają jego godnymi kompanami - do rozmowy i do kieliszka. Czytając, musiałem cały czas zestawiać obraz pijaczka spod płotu z geniuszem, łączyć potencjalne przeciwieństwa w jedną całość.


To czytać, nie czytać?
Zalecam i polecam, popijając z durszlaka domowy samogon. Książka jest wielowarstwowa, z każdym kolejnym spotkaniem z Maksymem odkrywałem coś nowego. Trochę absurdu, ciągłe przekraczanie formy i treść, która zmusza do myślenia - czego chcieć więcej? Według Szynkariowa - zapewne jeszcze buteleczki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz